Pan Zbigniew zdecydował się złożyć na ręce prezesa sądu wniosek o przyjęcie w poczet biegłych. Dyplom i udokumentowane doświadczenie zawodowe uznano za wystarczające – mianowano go biegłym sądowym. Dziedzina – budownictwo, specjalność: rozliczanie robót budowlanych. Na przestrzeni wielu lat pracy dla sądu ustanawiano go biegłym w około osiemdziesięciu sprawach.
Pierwsze rozprawy wywoływały w nim niesamowity stres. Jak należało zachować się w roli biegłego na sali sądowej, znając arkana prawa w mniejszym stopniu niż adwokaci – peł-nomocnicy zajadle walczących ze sobą stron? Po roku nabrał doświadczenia i nieco pewności siebie. Po otrzymaniu akt od sądu należało dokonać szybkiej oceny, czy w danej sprawie jest w stanie sobie poradzić.
Każda, niemile widziana przez sąd, rezygnacja biegłego z wykonania opinii musiała być sensownie uzasadniona. Odmowa uzasadnienia mogła spowodować jego ukaranie. Sąd formułując w swoim postanowieniu przedmiot opinii, podawał treść pytań, na które biegły miał obowiązek odpowiedzieć. Sekretarki wydziałów różnych sądów telefonicznie pytające o jego zgodę na podjęcie się sporządzenia opinii, zazwyczaj nie były w stanie sprecyzować, co właściwie ma być jej przedmiotem.Goniec sądowy lub poczta dostarczały akta do domu. Wy-jątkiem były sytuacje, gdy akta liczyły wiele tomów i należało je samodzielnie odebrać. Przeczytawszy w tempie ekspresowym akta przysłane przez sąd (co najmniej dwukrotnie – a teczki zawierały często po kilkaset stron) i znając treść pytań, które sąd zadał biegłemu, pan Zbigniew już był zorientowany, czy będzie w stanie rzetelnie na nie odpowiedzieć. Jeśli uznał, że nawet dodatkowe czynności biegłego mogą nie pomóc w sporządzeniu opinii, musiał niezwłocznie odwieźć akta do sądu i zwrócić je właściwemu wydziałowi z pisemnym wyjaśnieniem.
Opinie dotyczyły sporów budowlanych, do których doszło na terenie Warszawy i sąsiednich miejscowości. Przy dokonywaniu ich selekcji z reguły rozsądek, wiedza i intuicja go nie zawodziły. Największym źródłem zakłóceń podczas podejmowania decyzji o podjęciu się wykonania opinii był towarzyszący panu Zbigniewowi chroniczny brak gotówki. Ten prozaiczny aspekt spowodował, że podjął się niepotrzebnie kilku skomplikowanych i ciągnących się latami spraw.
Bywało, że z pozoru proste zadania stawały się gehenną – najczęściej z czysto ludzkich przyczyn. Chodzi tu o napastliwe zachowanie stron, i co najgorsze, obojętność, a nawet niechęć sędziów prowadzących.
Szczególnie stawanie przed sądami cywilnymi, w których co najmniej jedną ze stron była
osoba fizyczna, wiązało się z podwójnym ryzykiem. Poszkodowane osoby – zwykle
nieznające pogmatwanych przepisów prawa – były całkiem zagubione i zestresowane.
Zarówno na sali, jak i poza nią – np. na korytarzu sądowym, nie mogąc się opanować,
próbowały przed (!) i po rozprawie udowadniać swe racje biegłemu. To niekonwencjonalne
zachowanie i rozgardiasz przenosiły się często na salę sądową. I musiał się z nimi zmierzyć
sędzia.
W sprawach o przestępstwo, o których opowiadali znajomi pana Zbigniewa, bywało
jeszcze gorzej. Sędzina w warszawskim sądzie cywilnym po raz kolejny prowadziła sprawę
tego samego menela notorycznie naruszającego prawo. Podejrzany, wchodząc na salę, na jej
widok zawołał: