Fred wychodził nad ranem, gdy Linda jeszcze spała. Pojawiał się w domu o dziwnych porach, zwykle zaaferowany, wiecznie z dwoma stale brzęczącymi telefonami. Odnosiła wrażenie, że te telefony rywalizują ze sobą – wiedziała, że każdy z nich oznaczał kontakt z jedną, konkretną osobą. Czasem dzwoniły bez przerwy. Fred słuchał monologów, nie komentując otrzymanych instrukcji, wiadomości, poleceń.
Odpowiadał zdawkowo.
Sprawowała nadzór nad chłopcami do momentu zajęcia przez nich miejsca w szkolnym autobusie. Gdy żółty autobus odjeżdżał spod domu dla Lindy nastawał czas porannej sjesty. Siadała na kanapie, piła kawę, oglądała wiadomości. Wtedy stawała się człowiekiem wolnym. Fred opłacał pomoc domową, której Linda wydawała dyspozycje. Dwa, trzy razy w tygodniu spędzała wiele godzin w markowych sklepach. Własny wygląd stawiała na pierwszym miejscu.

Nie pytała Freda o źródło zarobków. Grunt, że forsy starczało na dobre życie. Także na damskie spotkania przy tequili. Morgan, partnerka Roberta uwielbiała je. W barze „Pod dębami” potrafiły przesiadywać godzinami. Nigdy nie płaciły, rozliczenia to działka Freda i Roberta. Kwestii ich pracy i zarobków nie poruszały. Najważniejsze, że łożą na dom, zabierają rodziny w ciekawe miejsca i trasy, wypoczywają razem i mają polisy ubezpieczeniowe. Linda i Morgan od lat ubierają się w najelegantszych firmowych sklepach. Nick i Patrick chodzą do najlepszej szkoły w mieście, podobnie jak Gloria – córka Roberta. Lindę rozpierała dumna z synów i Freda, któremu zawdzięczała wszystko. Kochający mąż i ojciec – tak o nim zawsze myślała. Black Forest było jej miejscem na ziemi.

Pobierz całe opowiadanie:

0 0 votes
Article Rating
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Related Posts