Część pierwsza
Już było po wszystkim. Ustał stukot kół powozów na wybrukowanym
podjeździe pałacu. Przed jego frontem ucichło rżenie koni i gwar rozmów.
Zamknięto potężną bramę wjazdową a zgrzyt zatrzaskiwanych zamków był
ostatnim donośnym dźwiękiem, który rozległ się wśród zapadających
ciemności. Gaszono po kolei światła, najpierw w alejach parku, następnie te
bliżej pałacu, na wjeździe i przy wejściu. W końcu nastała zupełna cisza.
Kilkanaście breków i coupe stało w powozowni, albowiem część uczestników
ceremonii i stypy udała się na nocleg do zawczasu przygotowanych sypialni.
Hol i schody wiodące do pokojów na piętrze oświetlało chybocące światło
niewielu świec, które pozostawiono na czas wietrzenia.