Przeskok w inny świat w ciągu dwunastu godzin. Rano start z Warszawy spowitej lutową, zimową szatą. Międzylądowanie w Hurghadzie w samo południe. Tankowanie trwa blisko godzinę. Na dwadzieścia minut opuszczamy samolot i siedzimy stłoczeni w małej salce na lotnisku. Czas rewolucji w Egipcie – odsunięcie od władzy Husni Mubaraka nie przebiega pokojowo. Z ulgą powracamy do samolotu, który następnie leci do Mombasy – celu naszej lotniczej trasy. Bagatelka – pięć godzin lotu wzdłuż południka.
Lądujemy w mieście pogrążonym w ciemnościach. Jest godzina dwudziesta. Z góry niewiele widać, jakieś pojedyncze światła. Lekkie uderzenie kół o beton, wsteczny ciąg silników wyrywa ciało z fotela, trwa to kilkanaście sekund, samolot zaczyna toczyć się coraz wolniej. Słychać szczęk odpinanych pasów – już jesteśmy na półkuli południowej.