Dręczy mnie pytanie – dlaczego? Co się wydarzyło? Od czego wszystko się zaczęło? Co nas rozdzieliło? Nagłe zdarzenie, z którego nie zdawałam sobie sprawy? Czy może następował w nim
powolny proces dystansowania się ode mnie, którego nie dostrzegłam?
Jego dzisiejsze zachowanie wydało mi się szalone.
- Chyba mnie nie zrozumiałaś - powiedział. Zaprzeczyłam, bo dotarły do mnie jego słowa, ale trudno mi było z nimi się pogodzić.. Stał przede mną w płaszczu i oznajmił, że to koniec.
- Coś się wypaliło, muszę ciebie opuścić, nie mogę być z tobą. Duszę się naszymi relacjami, atmosferą tego domu. Wyjeżdżam. Nie mogę pisać, straciłem wenę. Może odnajdę ją gdzieś indziej, potrzebuję spokoju.
Tak po prostu, w jednej chwili, gdy właśnie minęła północ z walizką w jednej ręce i parasolem w drugiej oświadczył, że wyjeżdża. Usłyszałam warkot silnika jego auta, odgłos zamykającej się bramy. Nie spodziewałam się, że taka noc kiedykolwiek się wydarzy. Pierwsza noc bez niego, i ze świadomością, że odszedł ode mnie. Być może na zawsze.
Fred wychodził nad ranem, gdy Linda jeszcze spała. Pojawiał się w domu o dziwnych porach, zwykle zaaferowany, wiecznie z dwoma stale brzęczącymi telefonami. Odnosiła wrażenie, że te telefony rywalizują ze sobą – wiedziała, że każdy z nich oznaczał kontakt z jedną, konkretną osobą. Czasem dzwoniły bez przerwy. Fred słuchał monologów, nie komentując otrzymanych instrukcji, wiadomości, poleceń.
Odpowiadał zdawkowo.
Sprawowała nadzór nad chłopcami do momentu zajęcia przez nich miejsca w szkolnym autobusie. Gdy żółty autobus odjeżdżał spod domu dla Lindy nastawał czas porannej sjesty. Siadała na kanapie, piła kawę, oglądała wiadomości. Wtedy stawała się człowiekiem wolnym. Fred opłacał pomoc domową, której Linda wydawała dyspozycje. Dwa, trzy razy w tygodniu spędzała wiele godzin w markowych sklepach. Własny wygląd stawiała na pierwszym miejscu.
W centrum Rygi stoi do dziś na jednym z podwórzy, w otoczeniu wysokich bloków, niski, zmurszały budynek z cegły, z zawilgoconymi ścianami i pomalowaną podłogą wykonaną z prostych desek. Z zewnątrz wygląda jak mały czarnoksięski pałacyk z dwiema wieżyczkami. To tu Valdis prowadził swój biznes w okresie narodzin wyzwolonej Łotwy. Opowiada o tym przy piwie, które łagodzi nieco powracające emocje.
Skorzystał z pomocy znajomych, którzy znali właściciela niemieckiej firmy z Dortmundu. Niemiecka firma była dostawcą popularnych wyrobów do jednej z sieci handlowych: stołów piwnych ze składanymi nogami, niezbędnych na Oktoberfest, a także regałów metalowych wykonanych z cienkiej blachy, przeznaczonych do domowych piwnic na przetwory i narzędzia. I poszukiwała taniego producenta. Valdis poleciał z Rygi do Frankfurtu za bajońskie (i pożyczone) pieniądze – ponad osiemset pięćdziesiąt marek. Zawiózł Niemcom do zatwierdzenia wzór regału wykonany w Rydze. Znajomi wystąpili w roli pośredników.
Nocleg w hotelu Mińsk. Delegaci z Polski zmierzali do pokojów wskazanych przez recepcję. Nieśli swoje siermiężne walizki, których postęp technologiczny, wolno następujący w socjalizmie, nie zdążył wyposażyć w kółeczka. Ich przyjazd, skład delegacji i ranga jej uczestników były od dawna znane hotelowi. Niczego nie zostawiono przypadkowi. Delegatów umieszczono ich w hotelu według harmonogramu sporządzonego przez oficera KGB (Komitiet Gosudarstwiennoj Biezopasnosti) – zgodnie z rangą, w apartamentach lub dwuosobowych pokojach.
Oficer otrzymał odpowiednie wytyczne z moskiewskiej centrali na Łubiance.
Prolog
Dwa lata przed opisanymi niżej wydarzeniami, nowojorski prawnik o imieniu Michael przeżył osobistą tragedię. Prowadził pod przymusem niejasne interesy bezwzględnych ludzi.
Kochał dwie kobiety, lawirując między lojalnością a zdradą. Kiedy huragan Sandy pustoszył wschodnie wybrzeże Stanów, Suzy – młodsza z jego partnerek, stała się niewinną ofiarą gangu pospolitych bandziorów, nieświadomych faktu, że wchodzą w drogę potężnej kamaryli. Ted, przyjaciel Michael’a, wraz ze swoją dziewczyną Jennifer, uwikłani w to zdarzenie, znaleźli się w niebezpieczeństwie. Emily – oficjalna partnerka Michael’a, została porwana i cudem uniknęła śmierci podczas powodzi. Michael nie mógł przeboleć śmierciSuzy. Po jej stracie, wiedziony poczuciem odpowiedzialności, przywiązania i nie wygasłą dokońca miłością skierował swe uczucia ku Emily, która została jego narzeczoną.
Część pierwsza
Fale leniwie toczyły się po piaszczystej plaży ku linii wysokich palm. Lekkiwiatr poruszał długimi, szeroko rozpostartymi liśćmi i sprawiał, że nieruchome ciało Catalinyzdawało się drgać, gdy przebiegały po nim chaotycznie rozkołysane cienie. Leżała już odgodziny i wcale nie zamierzała robić czegokolwiek innego. Wielokrotnie zapadała w półsen,oddychając równomiernie czystym, oceanicznym powietrzem. Co jakiś czas ciszę przerywałjazgotliwy pisk ptaków – wtedy budziła się i na moment otwierała oczy. Promieniepopołudniowego słońca, chylącego się ku zachodowi, potęgowały głębię czerwieni kwiatówpuszących się na rosnących nieopodal krzewach.Catalinie zdawało się, że czas stanął w miejscu. Miała prawo tak myśleć.Świadomie starała się odrzucić każdą mimowolną próbę porównania świata, który ją otaczał,z tym, w którym przebywała podczas ostatnich trzech lat spędzonych w Nowym Jorku.Miłość Steve’a i spokój, który panował wokół, sprzyjały zapomnieniu o tamtych przejściach.Dni mijały beztrosko wśród szczerych, przyjaznych ludzi. Różnorodne pasje, którym Steve i Catalina oddawali się bez reszty przykuwały coraz bardziej jej uwagę, wciągały i
intrygowały. Życzliwe słowa i twarze – zawsze pełne pogody i optymizmu stopniowo odsuwały w niepamięć wydarzenia ubiegłych lat.
Pobierz całe opowiadanie: