Greg patrzył na szerokie arterie z okna swojego apartamentu, znajdującego się na dwudziestym piątym piętrze. Codzienny widok teraz wydawał mu się zupełnie obcy.
Budynki, przypominające pudełka o różnych kształtach i kolorach, stały wzdłuż czarnych pasm pomazanych miejscami białymi kreskami. W dalszej perspektywie, wśród krzyżujących się asfaltów, znajdowały się kółka, przypominające pozbawione wskazówek zegary, o nietypowym, przeciwnym ruchu. Jedne z nich pracowały nieustannie, podczas gdy inne, skomplikowane, zamierały na małe chwile, by cyklicznie ożywiane zielonymi światłami ruszać w na przemian zmieniających się, prostopadłych kierunkach. Ruch narastał i pasma oraz koła pulsowały gęstniejącym potokiem wielu punktów, które płynęły przed siebie w zupełnie nieprzewidywalnych kierunkach. Wielobarwne pudełka świeciły światłem, płynącym z przeszklonych otworów o prostokątnych kształtach. Nastający świt gasił stopniowo ich nienaturalną jasność, w której można było dostrzec poruszające się gdzieniegdzie postacie. Każdego dnia rano, dobrowolnie, udają się do miejsc zniewolenia, by tam pozwalać innym łamać własne charaktery
– uświadomił sobie. Realizują jedyne przyznane im święte prawo – prawo do milczenia.
Milczenia, które wcale nie gwarantuje bezpieczeństwa. Absurdalnie i bezmyślnie kręcą się,
jak trybiki wielkiej machiny, z której nie ma ucieczki. Nie będę dziś ścielić łóżka – postanowił Greg. Za parę godzin szary dzień znów zamieni się w bezsenną noc. Owładnięty myślą o globalnej destrukcji, totalnej zagładzie
– jako radykalnym i prostym sposobie na wszelkie zło – włączył ekran, by zobaczyć wiadomości.
A tu wciąż to samo. Korea Północna tylko odgraża się i straszy, ale jest coraz słabsza. Kto wie, czy nie połączy się z południową pod przewrotnym hasłem jej nawrócenia? – zadał sobie pytanie. Taka „aneksja” uratowałaby miliony od biedy i śmierci. Chiny tkwią w ekonomii po uszy, zapomniały o walce i dawnych ideach. Myślą, że finansami
zawojują świat. Żeglują w stronę dobrobytu, więc na nie też nie można liczyć. Islam zraża do siebie, faktycznie nie mogąc wiele zmienić. Jego bojownicy szerzą na świecie strach i zamęt – stwierdził. Rosja pogrążona w ubóstwie jest najgroźniejsza. Ale i ona, tak dalece uwikłana w oligarchiczne biznesy nie zdecyduje się na atak. Chyba, że zupełne załamanie wewnętrzne wskaże jej politykom agresję, jako jedyne antidotum mogące uchronić to pseudoimperium przed upadkiem. Jest więc destabilizacja, ale do unicestwienia tego skorumpowanego świata wciąż daleko. Greg czuł się zawiedziony jego stabilnością, wprawdzie chwiejną, ale trwającą od kilkudziesięciu lat. Lokalne konflikty gasną, nie rozprzestrzeniając się – konstatował. Miał świadomość i przekonanie, co jest tego przyczyną. To Wall Street czuwa
nad wszystkim. Żerując na zdalnie sterowanych wojnach i konfliktach, gromadzi kapitał. Coraz większy w rękach tak niewielu. Nie miał wątpliwości – wschodnie i zachodnie wybrzeże manipuluje całym światem. Co mogłoby ich zmieść? – zastanawiał się, siedząc w fotelu. Ruchome obrazy pojawiające się na ekranie i potok słów przestały go interesować. Desperacko i z determinacją rozważał możliwe warianty przyspieszonego końca tej podłej cywilizacji. Włącznie z uderzeniem w Ziemię potężnej asteroidy. Po tym, co przeżył w kancelarii popadł w depresję. Zdawał sobie sprawę
z jednostronności swojego katastroficznego myślenia. Powszechna zagłada nie ochroni szlachetnych idei i prawdziwych wartości. Z nienawiści do tych, którzy dla bogactwa deformują ludzkie relacje, nie był w stanie powstrzymać się od analizowania możliwych wariantów globalnej katastrofy. Już nie musi w pośpiechu golić się rano. Ubrania od Armaniego, modne krawaty, koszule bez pożytku wiszą w szafach. To relikty mojej ślepej przeszłości –
pomyślał. Uwolnił się od ciągłej gonitwy i czuł ulgę. Nie musi, siedząc w firmie po nocach, studiować stert
papierów, by sporządzić notatkę na poranną naradę. Już nie musi przykładać ręki do eskalacji podłości, wykańczać konkurencji i wykonywać nikczemnych poleceń bezwzględnych przełożonych. Na przykład takiego znienawidzonego Eisenberga. Już nie musi pamiętać o kartach, chipach, certyfikatach, pinach, hasłach, kodach i licho wie o czym jeszcze. I wciąż zapisywać zmieniających się co miesiąc tajnych danych w coraz to nowych, dyskretnych miejscach, aż do zupełnego obłędu. Niech szlag trafi całą tę technikę, komputery, specjalne programy i aplikacje, skoro służą zniewoleniu ludzkości – pomyślał.
W cywilizacji robotów myślących milion razy szybciej od człowieka zgasną bezpowrotnie piękne cechy i uczucia – miłość, więź, współczucie, uczciwość. Te pojęcia dematerializują się w świecie liczb i piekielnych algorytmów.