Gdy w 1993 roku powrócił do ojczyzny po ośmioletnim pobycie w stolicy kraju położonego za polską północno--wschodnią granicą, jakaś bardzo grzeczna pani, wsłuchując się w jego obco brzmiący akcent, zapytała uprzejmie:
– A gdzie nauczył się pan tak ładnie mówić po polsku?
Nic nie odpowiedział, tylko zajrzał głębiej w zakamarki własnej duszy, zadając jedno pytanie:
– Ile z Polaka we mnie zostało?
Kiedy jest się przez wiele lat w obcym kraju, to czy chcesz, czy nie, zaczynasz myśleć kategoriami tych, wśród których przebywasz. Na myśl przychodzą ci ich przysłowia i potoczne zwroty, a zwyczaje przestają wydawać się dziwne. Przesiąkasz ich mądrością i z czasem godzisz się, że jest w tobie drugi człowiek, z którym musisz żyć w zgodzie. W końcu wy dwaj to różniące się kulturowo, ale jakże bliskie sobie osoby.
Janek, jedyny syn w warszawskiej siedmioosobowej rodzinie, był oczkiem w głowie swojej mamy Katarzyny. Cztery córki, traktowane zawsze bardzo surowo, nie absorbowały jej serca i myśli w takim stopniu jak On. Dla Janka zawsze było wszystko – eleganckie ubrania, dobry korepetytor, pieniądze. Otrzymywał to, czego zapragnął. Ojciec, który często przebywał poza domem, z obawą obserwował jego tryb życia i relacje z matką. Wybuchła wojna i nastał czas niemieckiej okupacji – pełen zagrożeń i patriotycznych uniesień. Dla Janka, studenta SGH, był to również okres miłosnych porywów. W uczuciach do dziewczyn nigdy nie był stały. Przynajmniej trzy z nich miały powód do rozpaczy, gdy Janka, wówczas dwudziestolatka, schwytano w 1940 roku na ulicy podczas jednej z pierwszych łapanek i wywieziono do obozu w Oświęcimiu.
Pan Zbigniew zdecydował się złożyć na ręce prezesa sądu wniosek o przyjęcie w poczet biegłych. Dyplom i udokumentowane doświadczenie zawodowe uznano za wystarczające – mianowano go biegłym sądowym. Dziedzina – budownictwo, specjalność: rozliczanie robót budowlanych. Na przestrzeni wielu lat pracy dla sądu ustanawiano go biegłym w około osiemdziesięciu sprawach.
Pierwsze rozprawy wywoływały w nim niesamowity stres. Jak należało zachować się w roli biegłego na sali sądowej, znając arkana prawa w mniejszym stopniu niż adwokaci – peł-nomocnicy zajadle walczących ze sobą stron? Po roku nabrał doświadczenia i nieco pewności siebie. Po otrzymaniu akt od sądu należało dokonać szybkiej oceny, czy w danej sprawie jest w stanie sobie poradzić.
Każda, niemile widziana przez sąd, rezygnacja biegłego z wykonania opinii musiała być sensownie uzasadniona. Odmowa uzasadnienia mogła spowodować jego ukaranie. Sąd formułując w swoim postanowieniu przedmiot opinii, podawał treść pytań, na które biegły miał obowiązek odpowiedzieć.
Warszawski prokurator miał kilka słabości. Lubił spotkania z kolegami, z którymi przy brydżu spędzał całe noce, nierzadko przy alkoholu i w towarzystwie miłych pań. Na wdzięki pięknych kobiet nigdy nie pozostawał obojętny. Przystojny, pełen humoru i energii, miał wielu przyjaciół. Przez blisko dziesięć lat pełnił funkcję pierwszego prokuratora, nadzorującego przestępstwa kryminalne. Podczas służby niemal nie było dnia bez ciężkich przestępstw, zmasakrowanych ciał i innych różnego rodzaju rodzaju nieszczęść. Stolica, jak magnes, przyciąga wszystkich, nie tylko tych dobrych. Nie ma się co dziwić, że w dni wolne, bo takie czasem miewał, szukał odprężenia i rozrywki w gronie osób, które lubił.
W roku 1946 polscy żołnierze stacjonowali niedaleko Brindisi, Ancony, Salento i Casamassima. Piękna Włoszka Giulietta zakochała się w Comandante polacco – polskim dowódcy miasteczka – poruczniku Drugiego Korpusu generała Władysława Andersa. Późnym wieczorem kierowca zawiózł porucznika jeepem do domku Giulietty, leżącego nieopodal miasteczka. W środku zastali rozbawione towarzystwo, więc porucznik, nie zwlekając, dołączył do trwającego już szaleństwa. Na widok Comandante wino, wódka i szampan polały się strumieniami. Śpiewy, tańce, całowanie, ech – tak polscy alianci nieprzerwanie fetowali swoje zwycięstwo nad włoskimi faszystami. Przyszedł środek nocy, a rano porucznik miał zorganizować apel, odebrać meldunki i przeprowadzić odprawę.