Tag

za darmo

W roku 2004 Bartek, wówczas szesnastolatek, często spotykał się z kolegami w kawiarni Mercers przy ulicy Chmielnej. Wraz z grupką przyjaciół stali się stałymi jej bywalcami, dobrze znanymi obsłudze. Wpadali do kawiarni co najmniej trzy razy w tygodniu.
Nie przeszkadzało im, że przesiadywali tam ludzie w różnym wieku, o różnych poglądach i czasem nieco podejrzanym wyglądzie. Siadali w swoim gronie i zwykle przy ulubionym stoliku. Zaobserwowali, że oprócz nich w kawiarni przesiaduje starszy pan, o którym mówili „Dziadek”. Od czasu do czasu podchodził on do gości i trzymając w ręku pudło z szachami, proponował partyjkę. Stawka, którą oferował, wahała się od dziesięciu do piętnastu złotych, w zależności od statusu gościa – wieku i wyglądu.

Gonitwa
Sen – alarm – przebudzenie – mocz – czajnik – kawa – mleko – czas
Gonitwa
Ożywienie – ciało – włosy – sieczka – nogi – łazienka – prysznic
Gonitwa
Łóżko – bielizna – kanapki – zęby – golenie – tabletki – gaz
Gonitwa
Spodnie – koszula – buty – marynarka – teczka – telefon – kluczyki
Gonitwa
Okna – światło – śmieci – klucze – drzwi
Gonitwa
Samochód – gaz – światła – rowery – wiraże – piesi – pasy – znaki

Przeskok w inny świat w ciągu dwunastu godzin. Rano start z Warszawy spowitej lutową, zimową szatą. Międzylądowanie w Hurghadzie w samo południe. Tankowanie trwa blisko godzinę. Na dwadzieścia minut opuszczamy samolot i siedzimy stłoczeni w małej salce na lotnisku. Czas rewolucji w Egipcie – odsunięcie od władzy Husni Mubaraka nie przebiega pokojowo. Z ulgą powracamy do samolotu, który następnie leci do Mombasy – celu naszej lotniczej trasy. Bagatelka – pięć godzin lotu wzdłuż południka.
Lądujemy w mieście pogrążonym w ciemnościach. Jest godzina dwudziesta. Z góry niewiele widać, jakieś pojedyncze światła. Lekkie uderzenie kół o beton, wsteczny ciąg silników wyrywa ciało z fotela, trwa to kilkanaście sekund, samolot zaczyna toczyć się coraz wolniej. Słychać szczęk odpinanych pasów – już jesteśmy na półkuli południowej.

Klucz zgrzytnął w zamku, po czym otworzyły się drzwi i stanął w nich Piotr
Siergiejewicz
– wszedł do sieni cały obsypany śniegiem, w kurtce sztywnej od syberyjskiego
mrozu,
futrzanej czapie, szerokich, czarnych spodniach, walonkach i od razu zawołał:
- Natalia!! Nataaaszaaa!!
- A ty gdzie? Wróciłem, miła, przyjdź do mnie, natychmiast!
- Czego się drzesz?? – odpowiedziała z kuchni.
- Już idę, idę, zaraz, zaraz, …. ziemniaki przebierałam, ręce mam brudne!
- Jak ja się za tobą stęskniłem, nawet sobie nie wyobrażasz. Godzinę brnę od
stacji po śniegu, w końcu jestem. No zobacz, co ci przywiozłem!

Gdy przyjaciele mówią ci: znamy takie miejsce, gdzie nie dość, że jest pięknie, atmosfera fantastyczna, super żarcie, niezwykli ludzie, słowem bajka! – to nie zastanawiaj się, tylko tam jedź. To opowiadanie o magicznej leśniczówce jest najszczerszą prawdą. Od czasu pierwszego pobytu Jacek wraca tam często od wielu, wielu lat. Kocha to miejsce. Jest tam do dziś wszystko to, czego oczekujemy od przyrody.
Piękny szlak wodny z Piszu przez jezioro Roś do Śniardw, dzikie lasy, i na tej trasie dość duże jezioro Kocioł.
Ale – od początku. Leśniczówkę w Lisich Jamach Nadleśnictwo Pisz powierzyło panu Kazimierzowi. Domostwo pana leśniczego znajdowało się nad jeziorem Kocioł – ale od zawsze nazywano je Kociołkiem. Jezioro to, o owalnym kształcie i powierzchni blisko trzystu hektarów, położone jest dwanaście kilometrów na północ od Piszu.