Interior.
Góry i skały. Kamienisko bez zieleni.
Ubite wstęgi dróg między skalnymi wzgórzami. Szare odcienie brązu po sam horyzont.
Wiatr niosący tumany piasku ze skał dotkniętych erozją.
Oślepiające słońce dnia i chłód nocy.
Z rzadka rozsiane namioty, czasem chaty. Proszące ręce dzieci.
Smutek i jednostajność.
Twarze osmagane wiatrem, poorane piaskiem.
Bezlitosne, palące słońce .
Zakwefione lica starych kobiet. Oczy i zastygłe sylwetki wyglądające końca dnia.
Rozkrzyczane dzieci, stale nawołujące się i rozbiegane, szukające czegoś.
Spokój i mozół ich rodziców.
Bieda i upór. Wola przetrwania wśród wiatru, suchej przyrody, łopotu rozstawionych namiotów i plandek.
Czas stojący w miejscu.
Wielbłądy niespiesznie zmierzające ku zachodowi, znikające w przepaści dalekiego horyzontu.
Słońce z wolna przemieszczające się wśród pagórków rzucających cierpliwie wędrujące cienie.
Synaj egipski, uwolniony od okupanta przed wieloma laty.
Fale uporczywie zmagające się z grzbietami przybrzeżnych raf.
Korale nowych hoteli, wyrąbane w litej skale, biegnące wzdłuż morskiego brzegu .
Owalne formy lazurowych basenów otoczonych skąpą zielenią, niosące nadzieję nowej
pracy i życia.
Tuż za nimi kamienna cisza niekończących się górskich pustkowi.
Synaj — interior uczący wiary, pokory i wytrwałości.
Człowiek,
jego opoka, nie ustępujący wobec naporu nieprzyjaznej przyrody.
Walczący o wodę, nieprzerwanie pielęgnujący rośliny znękane żarem słońca i osaczone
wędrującym piaskiem.
Dzielący los wychudłych zwierząt z mozołem szukających pożywienia i wody.
Towarzyszący im wiernie rankiem, dniem i zimną, bezchmurną nocą,
gdy pustynię rozświetla rój migoczących z oddali, tajemniczych gwiazd.
Księżyc wiszący co noc, na tle ciemno- granatowego nieba.