Mazurski Reset

Czasem tak postępuję. Kiedy wokół siebie czuję gęstniejącą atmosferę i pragnę wytchnienia, rodzi się myśl, by zniknąć. Tak po prostu – przepaść bez wieści, choćby na jakiś czas. Nie widzieć i nie słyszeć, nie rozważać po wielekroć tych samych domysłów, nie szperać w pamięci, wyłączyć się bez reszty. Wyrzucić z głowy sprawy bieżące. Będzie i tak co ma być, mój wpływ na przebieg zdarzeń jest niewielki. Uciec od ludzi. I mam na to swój sposób. Potrzebuję tylko dwóch rzeczy. To czas i ..kajak.

Są takie miejsca, na które mogę liczyć, zawsze gotowe udzielić mi azylu, podczas wiosny, lata i jesieni – bez względu na porę dnia. Zdradzę  jedno z nich pod warunkiem, że ten sekret zachowacie dla siebie.

Toń wody wydaje się nie mieć końca. Na horyzoncie, przy dobrej widoczności ledwo widać cieniutkie paseczki trzcin i lądu, linie lasu i niewielkich wzgórz. Jeśli nie wieje wiatr, dziób kajaka wolno i niemal bezszelestnie rozcina gładką taflę wody. Gdy pogoda jest przyjazna płynę zawieszony pomiędzy błękitnym niebem i bezmiarem spokojnej wody. Całą uwagę koncentruję na równomiernych pociągnięciach wiosłem, rytmicznych i efektywnych. Płynę ku punktowi wypatrzonemu na horyzoncie. Nie mam świadomości upływu czasu, jestem pochłonięty kontemplacją przyrody i doświadczam cudownej izolacji. Z tego komfortu czerpię siłę, tylko tutaj mogę oddychać pełną piersią. Nie są mi potrzebne niczyje emocje. W samotności doznaję jedności z przyrodą i poza tym nic nie ma dla mnie  znaczenia.

Przestaję wiosłować. Wyciągam swoje ciało na dnie kajaka, rozluźniam mięśnie i patrzę na wolno płynące chmury. Mają kształty zwierząt, które przemieszczając się w przestworzach zmieniają położenie, doganiają się, wyprzedzają, by razem przemierzać nieskończoną przestrzeń. To najpiękniejszy spektakl – bez zakończenia, bo wciąż pojawiają się nowi aktorzy, tworząc sceny, jakich nikt nigdy by nie wymyślił. Fantazja i wyobraźnia potęguje magię obrazów płynących po niebie.

Fot. autora.

Cisza. Przerywa ją nieoczekiwany plusk w wodzie. Unoszę głowę i widzę za burtą kajaka wibrujący zarys dużej ryby, dostojnie płynącej wśród zielonych wodorostów. Mimo ogromnej wodnej przestrzeni roślinność w tym miejscu sięga niemal powierzchni wody. Na dnie widać kamienie. Nie jest głęboko, co źle wróży rozpędzonym jachtom, jeśli nie respektują  mapy przeszkód na szlaku wodnym. Mój kajak i ja lekceważymy je całkowicie. Co jakiś czas przerywa ciszę pisk i jazgot ptaków lecących gdzieś wysoko. Nie szybują tuż nad wodą, nie muszę obawiać się zmiany pogody. Zresztą, jest mi wszystko jedno. Stanowię cząstkę przyrody i nie wiem czy lewituję wśród chmur, czy też unosi mnie woda, której lekki chłód łagodzi wpływ promieni powoli zachodzącego słońca. Zamykam oczy. Relaks w zenicie. Nikt i nic nie zakłóca spokoju panującego wokół.

Czas ruszyć naprzód. Mijam Szeroki Ostrów – wysoki, dziesięciometrowy  klif, za którym, po wąskiej grobli, wiedzie droga do Zdor. Zamyślam się i mimo przymkniętych oczu  powraca obraz BMW 1600 i Bogumiła Kobieli z Małgorzatą stojących przy wierzbach na początku drogi. Wspomnienie gaśnie – jestem wśród szuwarów trzcinowych i oczeretowych obok wyspy Czarci Ostrów – miejscu kultu Galindów. Dzisiaj to biwaki, ale kiedyś – strategiczny punkt: Fort Lyck, niemal twierdza. Jeśli utrzymam kierunek dopłynę do Prania. Ale nie szukam z nikim kontaktu. Zawracam na północ. Zrywa się lekki wiatr, wieje mi w plecy. Wiem, co to za wspaniały prezent. Zdarzało mi się płynąć pod wiatr lub zmagać się z bocznymi porywami. To jest dopiero szkoła przetrwania. Jezioro w każdej chwili może się rozkołysać i najeżyć wysokimi falami. To ogromna, największa w Polsce otwarta, słodkowodna, słabo osłonięta przestrzeń.

Jeśli stawać w szranki z żywiołem – to właśnie tutaj. Bo prawdziwy reset zapewnia również walka z siłami przyrody. Od tego miejsca oczekuję nie tylko spokoju, ale i emocji, survivalu.  Przetrwam nawałnicę bez niczyjej pomocy. Wiem, że poradzę sobie wśród pędzących fal, robiłem to wielokrotnie. Aby utrzymać kierunek pracuję jedną ręką, przeciwną do wiatru. To duży wysiłek, mięśnie słabną. Poddanie się grozi wywrotką.  Kajak zepchnięty w trzciny niełatwo później wyprowadzić.

Gwałtowny szkwał na wodzie to reset nie gorszy od ciszy. Walka z falami, wiatrem i deszczem hartuje, buduje wiarę w odporność na przeciwności. Liczą się siła, umiejętności i wytrwałość. Na akwenie po którym płynę i jem swoje niedźwiedzie mięso jest  stacja ratownictwa wodnego – w Okartowie.

Port Schronienia –  Mazurska Służba Ratownicza Okartowo

Kiedy  tam zawijam, by schronić się przed wielkimi falami ratownicy posilają się przy stole.

– Skąd się Pan wziął u licha? – pytają.

– Fale mnie do was przyniosły – odpowiadam.

– Ma pan szczęście – słyszę, dziś pod Popielnem wywrócił się jacht, dwie osoby utonęły.

Proszę  o herbatę i sandwich. Po godzinie wracają mi siły, nie chcę tu tkwić przez całą noc. Nic im nie mówiąc, wymykam się z drewnianego budynku. Idę pomostem – znów dopada mnie wiatr i deszcz. Mimo zapadającego zmierzchu, przy silnych podmuchach, ale nieco mniejszych falach, ruszam samotnie do Nowych Gut. Płynę kajakiem na południe.  Trzymam się blisko brzegu co wydłuża trasę. Zmagania trwają półtorej godziny. Tracę czucie w lewej ręce.

Moich przyjaciół, Basię i Andrzeja, właścicieli pensjonatu „Śniardwy” zaskakuje mój żałosny widok. Nie wiedzieli, że wypłynąłem. Andrzej smaży jajecznicę z boczkiem i stawia na stole Finlandię. Nie każdy wieczór ma swój szczególny charakter. Ten – tak. Jemy mazurską  kolację i popijamy wódką. Wszystko smakuje jak diabli. Wiatr  i deszcz usiłują sforsować okna. Ciemność rozrywają błyski piorunów. Mam na sobie suche ubranie i w końcu nie trzęsę się z zimna jak osika.

Uwierzcie mi, wodna nieprzewidywalna otchłań przynosi najprawdziwszy reset. Reset, którego nic nie zastąpi. Może mieliście podobne doświadczenia?

Odwiedzane miejsca

Nowe Guty – Pensjonat Śniardwy i baza surfingu przy wiatraku, Zdory, Lisie Jamy, półwysep Szeroki Ostrów, wyspa Czarci Ostrów, Port Schronienia Mazurska Służba Ratownicza Okartowo. Warto wiedzieć : Cumowanie 3 – 4 m w porcie jachtowym, na wejściu dużo płycej. Opłata portowa 20 zł / dobę, podłączenie do prądu w cenie. Port nastawiony jedynie na cumowanie awaryjne, jeśli zbyt późno coś się przytrafiło. Awaryjnie działają :warsztat żaglomistrzowski, szkutniczy, serwis silników.

Numer telefonu Mazurskiej Służby Ratowniczej: 87 425 30 77

Ogólnopolski numer ratowniczy: 601 100 100

Ogólnoeuropejski numer alarmowy: 112

 

0 0 votes
Article Rating
Subskrybuj
Powiadom o
guest
4 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Anna
Anna
5 lat temu

Lisie Jamy, coś mi to mówi…chyba słyszałam opowieść wakacyjną związaną z tym miejscem…. warto mieć takie wspomnienia…

Anna
Anna
7 miesięcy temu
Reply to  Anna

Leśniczówka Lisie Jamy. Tam mieszkał mój dziadek, oczywiście leśniczy. Spędzałam tam wakacje.

Anna
Anna
7 miesięcy temu
Reply to  Anna

Leśniczówka Lisie Jamy. Tam mieszkał mój dziadek, oczywiście leśniczy. Spędzałam tam wakacje.

Related Posts