Koniec lat osiemdziesiątych. Po locie do Doniecka jedziemy dalej samochodem na polskie budowy przechowalni warzyw i owoców. Pierwszą miejscowością jest Makiejewka. Są na świecie miejsca, do których nie dotarła współczesna cywilizacja i kultura. Ale w Europie? Wspomnienia ze wschodniej Ukrainy są druzgocące. Nowe, a już rozklekotane żiguli wolno zmierza ku budowom znacznie oddalonym od metropolii. Jazda przypomina slalom – w drogach znajdują się wielkich rozmiarów dziury, pęknięcia, rozpadliny i garby. By nie urwać podwozia, należy je omijać starannie i z niewielką prędkością. Wokół szaro-czarne pustkowia pozbawione roślinności. Step bez życia. Po wielu godzinach wyczerpującej jazdy docieramy do celu. Są nim niewielkie miejscowości, chaotycznie zabudowane.
Gdzieś głęboko pod nami, w nieludzkich warunkach pracują ludzie. W labiryncie wyrąbanych w węglu kopalnianych korytarzy wre praca. Znojna, ciężka i niebezpieczna, bo zysk najłatwiej osiągnąć, lekceważąc wymogi bezpieczeństwa. Te oszczędności nijak się mają do nędznego wynagrodzenia, które otrzymuje górnik. Wszędzie widać ubóstwo i brud. Bieda w rejonie donieckim ma różne oblicza. W sklepie od czasu do czasu jest chleb i jajka, ale wódka zawsze. Warzyw w ogóle brak, ziemniaki są prawdziwą rzadkością. Jak i inne produkty – wydają się niejadalne.
Ludzie w zniszczonych ubraniach, wynędzniali, poruszają się jakby bez planu. Ktoś zaprasza nas do swojego lokum. Będziemy nocować obok, w służbowym mieszkaniu. Wielopiętrowy blok, wraz z kilkoma innymi, kontrastuje z otaczającą go bezkresną równiną. Cóż, zbudowano go według komunistycznego, sprawdzonego projektu. Takie się produkuje, a że nie odpowiadają warunkom lokalizacji? O planowaniu przestrzennym nikt tu nie słyszał. Dach nad głową jest najważniejszy. Drzwi wejściowe do budynku nie zamykają się, bo górny zawias jest wyrwany. Podczas kilkudniowego pobytu wyłania się przed nami obraz życia w wielopiętrowym bloku.
Sąsiadki krzyczą coś do siebie, choć dzieli je kilka pięter. Przez niedomykające się, wykonane z cienkiej płyty, nieszczelne drzwi mieszkań, na klatkę schodową bez przeszkód docierają toczące się kłótnie, pojękiwania. Małe, umorusane i pozostawione bez opieki dzieci „bawią się” na krzywej klatce schodowej na siódmym piętrze. Spuszczają nóżki w pustą, szeroką przestrzeń pomiędzy przeciwnymi biegami schodów. A pod nogami – dwudziestokilkumetrowa przepaść. Wykonawca planowo, na czas oddał blok, ale o poręczach na klatce schodowej – zapomniał. A może w ogóle nie było ich w projekcie? Każdy stopień nierówny. Jak wchodzisz – miej się na baczności, równie „bezpieczne” byłoby chodzenie po dachu.

Pobierz całe opowiadanie:

Słuchaj na Youtube

0 0 votes
Article Rating
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Related Posts