Wilczyński Nowele

Polak, warszawianin z Mokotowa, porucznik z baonu Zośka, po upadku powstania warszawskiego znalazł się na robotach w Norymberdze. Ciężko pracował na kolei. Był listopad 1944 roku. Hitlerowskie Niemcy były w odwrocie na wszystkich frontach. Więźniom oflagu Niemcy przestali wydawać posiłki. Sami otrzymywali niewielkie racje żywnościowe i to nieregularnie.
Było późne popołudnie, gdy nastąpiło coś, co rozbudziło w nim wiarę i nadzieję. O tym, co zdarzyło się pewnego listopadowego zmierzchu opowiedział tak:

Prolog

Dwa lata przed opisanymi niżej wydarzeniami, nowojorski prawnik o imieniu Michael przeżył osobistą tragedię. Prowadził pod przymusem niejasne interesy bezwzględnych ludzi.
Kochał dwie kobiety, lawirując między lojalnością a zdradą. Kiedy huragan Sandy pustoszył wschodnie wybrzeże Stanów, Suzy – młodsza z jego partnerek, stała się niewinną ofiarą gangu pospolitych bandziorów, nieświadomych faktu, że wchodzą w drogę potężnej kamaryli. Ted, przyjaciel Michael’a, wraz ze swoją dziewczyną Jennifer, uwikłani w to zdarzenie, znaleźli się w niebezpieczeństwie. Emily – oficjalna partnerka Michael’a, została porwana i cudem uniknęła śmierci podczas powodzi. Michael nie mógł przeboleć śmierciSuzy. Po jej stracie, wiedziony poczuciem odpowiedzialności, przywiązania i nie wygasłą dokońca miłością skierował swe uczucia ku Emily, która została jego narzeczoną.

Część pierwsza

Fale leniwie toczyły się po piaszczystej plaży ku linii wysokich palm. Lekkiwiatr poruszał długimi, szeroko rozpostartymi liśćmi i sprawiał, że nieruchome ciało Catalinyzdawało się drgać, gdy przebiegały po nim chaotycznie rozkołysane cienie. Leżała już odgodziny i wcale nie zamierzała robić czegokolwiek innego. Wielokrotnie zapadała w półsen,oddychając równomiernie czystym, oceanicznym powietrzem. Co jakiś czas ciszę przerywałjazgotliwy pisk ptaków – wtedy budziła się i na moment otwierała oczy. Promieniepopołudniowego słońca, chylącego się ku zachodowi, potęgowały głębię czerwieni kwiatówpuszących się na rosnących nieopodal krzewach.Catalinie zdawało się, że czas stanął w miejscu. Miała prawo tak myśleć.Świadomie starała się odrzucić każdą mimowolną próbę porównania świata, który ją otaczał,z tym, w którym przebywała podczas ostatnich trzech lat spędzonych w Nowym Jorku.Miłość Steve’a i spokój, który panował wokół, sprzyjały zapomnieniu o tamtych przejściach.Dni mijały beztrosko wśród szczerych, przyjaznych ludzi. Różnorodne pasje, którym Steve i Catalina oddawali się bez reszty przykuwały coraz bardziej jej uwagę, wciągały i
intrygowały. Życzliwe słowa i twarze – zawsze pełne pogody i optymizmu stopniowo odsuwały w niepamięć wydarzenia ubiegłych lat.

Pobierz całe opowiadanie:

Godzina 20.30. Warszawa w okowach siarczystego mrozu. W mieście sypie
gęsty
śnieg, niesiony porywistym wiatrem. Mocny akcent na pożegnanie Starego
Roku. Do północy
pozostały trzy godziny, ale do odjazdu pociągu ze Śródmieścia – zaledwie jedna.
Uczestniczę
w ostatnich przygotowaniach do Sylwestra, w którym sam nie będę brać udziału.
Mam
siedemnaście lat i dość swoich „starych”, wraz z ich towarzystwem. Znowu
zabawa
w naszym domu. Nikt rodziców nie musiał szczególnie namawiać – sami
zaproponowali

Jeszcze wiele lat po drugiej wojnie ze Starych Włoch na Nowe można było wybrać drogę przez tunel, pod peronami, albo znacznie ciekawszą, przez przejazd zamykany na szlabany. W tunelu dla pieszych, pod peronami, zwykle stała woda. Dlatego jako mali chłopcy ganialiśmy się tam w gumowcach. Prawdziwą atrakcją był dla nas przejazd kolejowy. Właśnie tam mnóstwo się działo. Ruch pociągów był duży, więc szlabany otwierano na bardzo krótki czas.
Na przejeździe w długiej kolejce czekały wozy konne, ręczne platformy na dwóch kółkach, piesi, rowerzyści, czasem jakaś ciężarówka i autobus. Każdy chciał przejechać, wszystkim się śpieszyło.

Część pierwsza

Szedł ulicą w kierunku śródmieścia, gdy zadzwoniła jego komórka. To Luc
Berton.
Zatrzymał się i odebrał połączenie, mimo hałasu wywołanego gwarem rozmów,
różnymi
odgłosami i warkotem silników. Zgiełk potęgowali kierowcy aut stojących na
zakorkowanej
ulicy, walczący klaksonami o wolną drogę.
- Cześć Luc! I co?
- Yves, słuchaj, cholernie się cieszę, wszystko załatwione, masz u nas angaż
od października! – usłyszał uradowany głos Luca.
- Super, dzięki przyjacielu – odpowiedział Yves i po chwili dodał:
- Spróbuję poszukać locum, zamierzam przyjechać dwa tygodnie wcześniej.