Wilczyński Nowele

Dręczy mnie pytanie – dlaczego? Co się wydarzyło? Od czego wszystko się zaczęło? Co nas rozdzieliło? Nagłe zdarzenie, z którego nie zdawałam sobie sprawy? Czy może następował w nim
powolny proces dystansowania się ode mnie, którego nie dostrzegłam?
Jego dzisiejsze zachowanie wydało mi się szalone.
- Chyba mnie nie zrozumiałaś - powiedział. Zaprzeczyłam, bo dotarły do mnie jego słowa, ale trudno mi było z nimi się pogodzić.. Stał przede mną w płaszczu i oznajmił, że to koniec.
- Coś się wypaliło, muszę ciebie opuścić, nie mogę być z tobą. Duszę się naszymi relacjami, atmosferą tego domu. Wyjeżdżam. Nie mogę pisać, straciłem wenę. Może odnajdę ją gdzieś indziej, potrzebuję spokoju.
Tak po prostu, w jednej chwili, gdy właśnie minęła północ z walizką w jednej ręce i parasolem w drugiej oświadczył, że wyjeżdża. Usłyszałam warkot silnika jego auta, odgłos zamykającej się bramy. Nie spodziewałam się, że taka noc kiedykolwiek się wydarzy. Pierwsza noc bez niego, i ze świadomością, że odszedł ode mnie. Być może na zawsze.

Fred wychodził nad ranem, gdy Linda jeszcze spała. Pojawiał się w domu o dziwnych porach, zwykle zaaferowany, wiecznie z dwoma stale brzęczącymi telefonami. Odnosiła wrażenie, że te telefony rywalizują ze sobą – wiedziała, że każdy z nich oznaczał kontakt z jedną, konkretną osobą. Czasem dzwoniły bez przerwy. Fred słuchał monologów, nie komentując otrzymanych instrukcji, wiadomości, poleceń.
Odpowiadał zdawkowo.
Sprawowała nadzór nad chłopcami do momentu zajęcia przez nich miejsca w szkolnym autobusie. Gdy żółty autobus odjeżdżał spod domu dla Lindy nastawał czas porannej sjesty. Siadała na kanapie, piła kawę, oglądała wiadomości. Wtedy stawała się człowiekiem wolnym. Fred opłacał pomoc domową, której Linda wydawała dyspozycje. Dwa, trzy razy w tygodniu spędzała wiele godzin w markowych sklepach. Własny wygląd stawiała na pierwszym miejscu.

Prolog

- Jest północ. Słyszysz?
- O czym mówisz? – już zasnęłam, wiatr porusza gałęziami, tylko to słyszę.
- Naprawdę? Gdy zasnąłem znalazłem się wśród ludzi, na gwarnej ulicy, tętniącej życiem. A teraz nie chcę otwierać oczu. Wciąż widzę piękny świat i …słyszę rzewną, poruszającą muzykę.
- Szymek, jaką muzykę? - Słyszę głos skrzypiec, ktoś gra. Widzę młodą dziewczynę o długich, ciemnych włosach. Znam tę melodię. To Rebeka. I słowa: o mój wymarzony, o mój wytęskniony.. bo teraz gra i śpiewa. A obok niej siedzi na kocyku mały chłopiec, może jej braciszek. Trzyma czapkę w rączkach, opartą o kolana. I sporo uzbierał, widzę wiele monet i nawet złotówki! Sprawdzę moje kieszenie…są puste, niestety, wędruję bez grosza przy duszy.

Wojtek

Pani Julio, poznanie Pani na Krakowskim Przedmieściu uważam za wspaniałe zrządzenie losu. Nie unikniemy przeznaczenia! Można planować jutro a los i tak z nas zadrwi, i napisze scenariusz po swojemu. Jestem otwarty na świat i ludzi, a szczególnie na bratnie dusze. Intuicja mi podpowiada, że Pani nią jest. Spacer ku Nowemu Światu, podczas którego wywiązał się miły i ciekawy dialog uznałem za wstęp do cennej znajomości.